wtorek, 15 listopada 2011

Małe modyfikacje 2.

Jakiś czas temu pisałem o modyfikacjach w silniku mojego samochodu. Było fajnie, ale wiadomo, że mocy zawsze za mało, więc działam dalej.
W ostatnich dniach na pokładzie pojawił się wałek rozrządu o oznaczeniu "866" pochodzący z Fiata Punto 1.2 MPI 75.

Według powszechnie znanych informacji wałek ten zastosowany w całkowicie seryjnym silniku potrafi zwiększyć moc o ok. 5KM. Nie wiem ile dał u mnie, ale dynamika samochodu poprawiła się diametralnie.
Wcześniej zmieniłem też letnie koła na alufelgach z oponami 175/60/14 na mniejsze i lżejsze zimowe na felgach stalowych z oponami 165/65/13






Poniżej zamieszczam wyniki pomiarów akcelerometrem.
Alu przed wałkiem/Stal przed wałkiem/Stal po wałku:

Drag Strip
20m: 3,13/3,19/3,10 secs
100m: 7,91/7,9/7,73 secs
200m: 12,01 secs @ 98,1 kph/11,92 @ 99,2 kph/11,68 secs @ 102,0 kph
400m: 18,46 @ 123,4 kph/XXX --/17,89 secs @ 127,7 kph

Acceleration:
0-20km/h: 1,23/1,32/1,23 secs
0-40km/h: 2,92/2,93/2,84 secs
0-60km/h: 5,45/5,35/5,09 secs
0-80km/h: 8,37/8,14/7,72 secs
0-100km/h: 12,41/11,96/11,32 secs
0-120km/h: 17,37/XXX--/15,85 secs

Jak widać, o ile sama zmiana kół na mniejsze pozwoliła "urwać" ok. 0,5s w przyspieszeniu do 100km/h to wymiana wałka dała dalsze 0,6s zysku.
Zmiana w wypadku czasu przejazdu odcinka 400m nie jest tak duża, ale i tak widać zdecydowany progres.
Z tych danych widać także jak dużo daje dobra trakcja na starcie - przy przyspieszeniu do 20 i 40km/h oraz na dystansie 20 i 100m widać, że mniejsze koła (przed zmianą wałka) mają gorszy lub porównywalny czas.

Trudno teraz dokładnie ocenić moc auta, ale szacuję ją na ok. 75KM i 110NM. W planach mam dalsze modyfikacje, prawdopodobnie w najbliższym czasie wymienię przepustnicę na większą. Relację z modyfikacji i ich efektów będę zdawał na bieżąco.

Jeszcze jedna uwaga - wraz z poprawą osiągów warto zadbać o bezpieczeństwo, dlatego też hamulce bębnowe na tylnej osi zastąpiłem tarczowymi z Fiata Punto GT z tarczami brembo max 240mm.

środa, 5 października 2011

Dwa światy...

Dziś dla odmiany mały artykulik, który popełniłem parę dni temu. Pełen niedoskonałości, ale od czegoś trzeba zacząć ;)(może za jakiś czas uzupełnię go zdjęciami)

Dwa światy.
Na co dzień jeżdżę dwoma skrajnie różnymi samochodami – fiatem punto 1.1 z 1997 roku oraz mitsubishi lancerem 1.6 z roku 2006. 9 lat różnicy w wieku to także ponad 10 lat różnicy w stosowanej technologii. Oba auta są u mnie od nowości, dzięki czemu jestem w 100% pewien ich idealnego stanu technicznego.
Lancer to kwintesencja japońskiej myśli motoryzacyjnej początku XXI w. Klasyczna sylwetka sedana, która powinna spodobać się większości kierowców (zwieńczona opcjonalnym spoilerem), bardzo prosty i nieco smutny (ze względu na dominującą czerń) kokpit i nie przesadnie bogate wyposażenie. A jednak ma wszystko to, czego brakuje w punto – klimatyzację (manulną), abs, wspomaganie kierownicy, elektrycznie sterowane lusterka i wszystkie szyby, 15-calowe felgi, sporo większy bagażnik (430 litrów vs 270, ale ze względu na nadwozie sedana czasem mniej praktyczny), jest cichy, dynamiczny oraz ma więcej miejsca w środku a zawieszenie jest jednocześnie komfortowe i w miarę sztywne. 16-sto zaworowy silnik o pojemności 1600, ma moc 98KM i niezły moment obrotowy równy 150Nm. Jednostka jest bardzo nowoczesna i bezawaryjna, przez 70.000 kilometrów nie wymagała żadnych napraw poza wymianami oleju i filtrów. Przy tym wszystkim auto waży w stanie gotowym do jazdy ok. 1250kg.
Dla porównania punto w dniu wyjazdu z fabryki ze swojego silnika 1100 produkowało 54KM oraz 86Nm, ważąc ok. 900-920kg. Sylwetka dziś już się z pewnością mocno opatrzyła, jednak nadal wielu ludziom może się podobać, zwłaszcza w wersji 3-drzwiowej. Kokpit jest we włoskim stylu, dość ubogi (ze względu na brak dodatków w wyposażeniu) ale za to przyjemny dla oka. Pomimo, że nie była to najuboższa z dostępnych wersji, to wyposażenie obejmowało jedynie elektryczne szyby z przodu, oraz regulację wysokości kierownicy i fotela kierowcy (obecne też w lancerze). W uboższych wersjach brakowało m.in. obrotomierza, wskaźnika temperatury silnika, zegara cyfrowego, dzielonej kanapy tylnej i wielu innych drobiazgów, o których we współczesnych autach nawet się nie wspomina, bo tak do nich przywykliśmy. Jak na fiata auto jest stosunkowo bezawaryjne, chociaż mając obecnie na liczniku przeszło 150.000 kilometrów przebiegu ma już za sobą kilka większych napraw, aczkolwiek nigdy nie zawiodło w trasie.
Jak można więc porównywać samochody pochodzące z 2 różnych motoryzacyjnych epok i światów? Nie można. Ale można porównać wrażenia, jakich dostarcza jazda każdym z nich.
A te są skrajnie różne, choć w obu przypadkach przyjemne. Zacznę od mitsubishi – jak wspominałem jeździ się nim bardzo komfortowo, zawieszenie w połączeniu z oponami w rozmiarze 195/60/15 bardzo dobrze tłumi wszelkie nierówności, a przy tym dobrze trzyma auto w zakrętach. Silnik ma moc i moment zapewniające całkiem przyjemną dynamikę jazdy i bezpieczeństwo przy wyprzedzaniu, chociaż ze względu na rodowód i 16-zaworową konstrukcję wymaga kręcenia do wysokich obrotów, co skutkuje zauważalnym wzrostem hałasu. Na szczęście nie pali za dużo, bo średnio nieco ponad 6l/100km (podobnie jak punto). Zauważyć jednak muszę, że po włączeniu klimatyzacji, zwłaszcza przy więcej niż jednej osobie na pokładzie auto traci sporo wigoru. Mimo to jest to świetne auto do dłuższych podróży, nie męczy w trasie (choć fotele nie są idealne), i daje pewność dotarcia do celu.
Jazda fiatem to całkowicie inne doświadczenie. Zawieszenie jest mniej sprężyste a rozstaw osi krótszy, do tego opony w rozmiarze 175/60/14 (seryjnie 155/70/13) co powoduje dość mocne odczuwanie ubytków w nawierzchni przez pasażerów. Mimo to, zawieszenie ma stosunkowo miękką charakterystykę, co przekłada się na spore przechyły nadwozia na zakrętach. Wnętrze jest słabo wyciszone, a silnik dość mocno hałasuje, zwłaszcza na wyższych obrotach. Do tego w wersji fabrycznej jest nieco słabowity, bowiem załadowane auto z kierowcą waży ponad tonę.
Tu jednak dochodzimy do niepodważalnej zalety punto – łatwości napraw i modyfikacji. Owszem, elektronika jest obecna, jednak tylko w postaci komputera sterującego wtryskiwaczem i kilku prostych czujników. Dzięki temu 90% napraw i modyfikacji można wykonać samemu, podczas gdy w mitsubishi nawet tak prosta rzecz, jaką wydawać się może wymiana świec zapłonowych wymaga specjalistycznych narzędzi lub wizyty w serwisie.
A więc oczywistym wydaje się, że wolę jeździć lancerem? Otóż nie! Dużo więcej frajdy z jazdy daje mi przemieszczanie się fiatem punto. Dlaczego? Otóż nieco udoskonaliłem swój egzemplarz w stosunku do tego co otrzymałem z fabryki. Ale bez, obaw – koszt i zakres przeróbek nie był duży, za to zmiany jakie to przyniosło przerosły moje oczekiwania.
Po pierwsze koła. Felgi z lekkich stopów o rozmiarze 14” i opony michelin 175/60/14 dają dużo lepszą przyczepność niż standardowy zestaw. Oczywiście, do poziomu mitsubishi jeszcze trochę brakuje, ale nie jest to już tak ogromna różnica jak na początku. Do tego po przejściu z fabrycznych amortyzatorów olejowych na gazowe Kayaba zawieszenie nieco się usztywniło w zakrętach.
No dobrze, ale co z osiągami? Wg fabryki punto 1.1 osiąga 100km/h w 16,5s (lancer w 11,8s). Po zastosowaniu kilku bardziej (kolektor wydechowy od punto 1.2, splanowanie głowicy) oraz mniej powszechnych (układ dolotowy własnego pomysłu, modyfikacja mapy wtrysku) udało się z tego silnika uzyskać ok. 70KM i 105Nm, co dało się przełożyć na ok. 12s do 100km/h. A wszystko to przy lekko basowym, a jednocześnie mocno metalicznym gangu silnika kręcącego się teraz do 7400 obr/min (lancer 6500 obr/min tak jak seryjne punto). Wartości podaję w przybliżeniu, ale pomiar na hamowni przed skończeniem modyfikacji pokazał 67KM przy 5100obr/min i 99Nm przy 4100 obr/min, przy dość płaskim przebiegu krzywej momentu (ponad 90Nm od 2 do 5 tys obr/min), a potem nastąpiła jeszcze odczuwalna poprawa tak przyspieszenia jak i elastyczności.
Fiat w aktualnym wydaniu to mały rozbójnik, który z życiem i ochotą rzuca się na drogę i łapczywie połyka koleje jej kilometry. Trochę ogranicza go skrzynia biegów, bo osiągi na 4. i 5. biegu mocno spadają, ale nadal zachowuje on charakter małego ratlerka spuszczonego ze smyczy, który jadąc obszczekuje radośnie wszystko dookoła. Zabawa zaczyna się nieco powyżej 3500 obr/min, a gdy wskazówka przekroczy 5000 obrotów dźwięk silnika wywołuj przyjemne ciarki. Przyspieszenie rzecz jasna nie wciska w fotel, ale jest bardzo przyjemne, a odgłosy pracy silnika powodują, że wydaje się jeszcze lepsze.
Lancer w takim porównaniu to dostojny kanapowiec. Owszem, gdy rozkręci się go do 4000 obr/min zmiana faz rozrządu powoduje dodatkowy strzał mocy, a 150Nm ciągnie go żwawo do przodu, pewnie nawet lepiej niż fiacika. Tyle tylko, ze dźwięk jaki wydaje z siebie jednostka napędowa jest zupełnie nijaki, w pewnym sensie gumowy i bezpłciowy przez co zmianę prędkości odczuwa się znacznie mniej niż w przypadku fiata. Do tego układ kierowniczy jest mocno zmiękczony wspomaganiem, co odbiera sporo czucia drogi, choć w porównaniu do innych aut ze wspomaganiem i tak nie jest źle.
Mitsubishi to świetne auto i jazda nim daje bardzo dużo frajdy, tyle, że to frajda zupełnie innego rodzaju, niż tak która towarzyszy jeździe puntem.
W lancerze można poczuć się w pewnym sesnie „dopieszczonym”, siedząc w wygodnym fotelu, nie czując nierówności i odcinając się od hałasów płynących z zewnątrz relaksować się jazdą.
W fiacie ma się na twarzy uśmiech szaleńca przy każdym wciśnięciu gazu, zwłaszcza na niskich biegach, kiedy można naprawdę poczuć się wciśniętym w fotel. Podskoki na wybojach podkreślają tylko dziki charakter samochodziku, a układ kierowniczy doskonale przekazuje na dłonie kierowcy wszystkie informacje o nawierzchni i przyczepności (lub jej braku).
Podsumowując – na co dzień żyję w dwóch motoryzacyjnych światach. Oba są swoimi całkowitymi przeciwieństwami (choć nieco się do siebie zbliżyły) ale dzięki temu także świetnie się uzupełniają. Są jak dwa narzędzia chirurgiczne, jednakowo potrzebne, lecz do zupełnie innych celów…

wtorek, 30 sierpnia 2011

Fiat Punto GT - zapomniany sportowiec.

Fiat Punto GT to w sferach fanów modelu punto swoisty Święty Graal. Niemal wszyscy chcieli by go mieć, ale tylko nieliczni się na to decydują, a jeszcze mniej osób związuje się z nim na dłużej.


Co jednak jest w nim takiego specjalnego? Czym ta wersja ma się różnić od zwykłych punciaków, co czyni ją tak pożądaną i tak niedostępną jednocześnie?

Najpierw zacznę od tego, co najmniej rzuca się w oczy a jednocześnie stanowi najważniejszą różnicę i największy atut tej wersji - silnik.
Standardowe wersje Fiata Punto zasilane benzyną miały silniki 1.1 SPI (1108ccm, 54KM), 1.2 SPI (1242ccm, 60KM), 1.2 MPI (1242ccm, 73KM), 1.2 16v (1242ccm, 86KM) oraz 1.6 (1581ccm, 88KM).
W Punto GT zastosowano silnik o pojemności 1372ccm, blisko spokrewniony z silnikiem 1.6. Jest to sprawdzona konstrukcja o 2 zaworach na cylinder i z jednym wałkiem rozrządu, napędzająca wiele fiatów - tipo, uno, tempre (potem także palio i siene), osiągająca tam moce 70-80KM. Ponieważ taka moc nie była by wystarczająca dla sportowej wersji punto, postanowiono dołożyć do niej sprężarkę. Wcześniej takie rozwiązanie stosowano także w fiacie uno turbo osiągając wtedy 112KM i 161nm. W Punto GT zastosowano sprężarkę IHI co dało efekt w postaci mocy 130-136KM (3 wersje oznaczane kolejno GT1, GT2 i GT3 o mocach 136-133-130KM) i 205nm momentu obrotowego. Przekładało się to na więcej niż dobre osiągi - przy deklarowanej przez producenta masie ok 1000kg, samochód miał przyspieszać do 100km/h w 7,8s i osiągać maksymalnie 205km/h

Pełne dane techniczne producenta:
pojemność silnika - 1372cm3
typ silnika - wielopunktowy wtrysk
moc silnika - 130-136KM przy 5750 obr/min
moment obrotowy silnika - 205Nm przy 3000 obr/min
montaż silnika - z przodu, poprzecznie
rodzaj wałka rorządu - SOHC
cylindry - rzędowy
liczba cylindrów - 4
stopień sprężania - 7,8
liczba zaworów na cylinder - 2
średnica cylindra x skok tloka - 80.5mm x 67.4mm
masa własna - 1000kg
Rozstaw osi - 2450mm
Rozstaw kól przód/tył - 1380mm/1360mm
Dlugość/szerokość/wysokość - 3770mm/1440mm/1625mm


Co równie ważne, silnik ten jest niezwykle wdzięcznym materiałem do wszelkiego rodzaju modyfikacji, tunerzy nierzadko osiągają z niego moc rzędu 200KM.
Pozostając jeszcze w temacie osiągów, wypada porównać Punto GT to innych szybkich "hothatchów" z tamtego okresu.

pojemność/moc/moment/masa/przyspieszenie 0-100/prędkość max:
Punto GT - 1.4/136KM/205Nm/1000kg/7,8s/205km/h (turbo)
Saxo VTS - 1.6/120KM/145Nm/935kg/8,7s/205km/h (wolnossący)
Polo G40 - 1.3/115KM/150Nm/830kg/8,6s/196km/h (kompresor)
Fiesta XR2i - 1.8/130KM/162Nm/975kg/8,5s/200km/h (wolnossący)
Corsa 1.6 GSi - 1.6/106KM/148Nm/1055kg/9,5s/195km/h (wolnossący)
Clio Williams - 2.0/150KM/175Nm/1000kg/8,0s/215km/h (wolnossący)
106 S16 - 1.6/120KM/145Nm/950kg/9,0s/205km/h (wolnossący)

Wśród aut klasy B Punto GT było (i do dzisiaj jest!) jednym z najszybszych pojazdów. W latach gdy było produkowane i sprzedawane, nie było innego samochodu zapewniającego tak dobry stosunek osiągów do ceny.

Wracając jednak do różnic, między wersją GT a pozostałymi - w oczy rzucały się m.in. koła, w niezbyt dużym rozmiarze - 14" ale a to z lekkich stopów, z oponami w rozmiarze 185/55/14. Zmodyfikowano także zawieszenie, nieco je utwardzono i obniżono. Na tylnej klapie dodano delikatny spoiler, a we wnętrzu zastosowano lepsze materiały (skórzana kierownica i mieszek drążka zmiany biegów), lepiej trzymające na boki fotele (czasem także skórzane), oraz zmienione w stosunku do pozostałych wersji zegary.
Seryjnie montowano klimatyzację, oraz przednie światła przeciwmgielne, przedni zderzak posiadał większy wlot dla lepszego chłodzenia silnika, w związku z wiekszym zapotrzebowaniem silnika na paliwo, montowano większy (51 zamiast 47l) bak. Z boków pojawiały się ozdobne listwy, oraz delikatne oznaczenia "GT".

Powodem dla którego to auto, choć tak dobre, było i jest mało popularne jest kilka. Przede wszystkim cena. Auto w stosunku do innych mocnych małych aut nie było drogie, jednak fiat kojarzony był z niskimi cenami, a cena GT mimo że niższa niż konkurentów nadal nie była niska. Do tego dochodziły znacznie wyższe koszty eksploatacji, związane zarówno z wyższym niż w pozostałych wersjach zużyciem paliwa (średnio ok 9l/100km, zazwyczaj sporo więcej) ale także z cenami części, które były znacznie wyższe niż w przypadku "cywilnych" wersji. Dodatkowo auto często było użytkowane bardzo intensywnie i bezmyślnie, co prowadziło do powstawiania awarii, zwłaszcza kosztownych napraw układu doładowania.
Dziś trudno znaleźć dobrze zachowany egzemplarz, większość ma już za sobą wypadek, albo było poddawane większym lub mniejszym modyfikacjom, zazwyczaj nieprofesjonalnym, które nie pozostały bez wpływu na stan jednostki napędowej. Zwłaszcza unikać należy aut, które co 3-4 miesiące zmieniają właściciela, bowiem jest to znak, że potencjalne naprawy są praktycznie nieopłacalne.

Tym niemniej zdarzają się okazje, że do sprzedaży trafiają auta bardzo zadbane, pozostające od lat w jednych rękach. Wtedy za 5-10tys zł (cena zależy od uznania właściciela, liczby modyfikacji i tego jak szybko chce sprzedać auto) można nabyć prawdziwą drogową rakietę, która da mnóstwo radości z jazdy, a jeśli będziemy o nią odpowiednio dbać, no i nie spodziewamy się zużycia paliwa na poziomie wolnossącego 1.4 to odwdzięczy się bezawaryjnością i satysfakcją z prowadzenia.


środa, 17 sierpnia 2011

Starych wozów czar...

Kocham stare auta.
Tak po prostu.
No ok, może nie tak po prostu, bo kocham je za coś. Za to jak wyglądają, za ich kanciaste kształty, za (przeważnie) tylny napęd, uwielbienie dla chromu i tym podobnych dodatków a przede wszystkim za prostotę.
Na prózno w większości z nich szukać takich fajerwerków jak ABS, kontrola trakcji, czy nawet wspomaganie kierownicy. Nawet elektryczne szyby to niezwykle rzadki rarytas, choć przynać trzeba że mam na myśli głównie auta europejskie i japońskie, bo amerykańska motoryzacja to zupełnie inna historia.Co jednak jest tak fascynującego w tej prostocie, która dziś dla większości jest już w zasadzie nie do przyjęcia?
Dla mnie te pojazdy pozwalają kierowcy zaznać pełni przyjemności z prowadzenia. Większość z nich nie jest tak szybka ani nie prowadzi się tak dobrze jak współczesne wozy. Nie dają takiego samego poczucia komfortu ani bezpieczeństwa w trakcie podróży, a jednak jest w nich coś wspaniałego, jakiś dziwny rodzaj magii, który sprawia, że wcale nie chce się w nich jechać jak najszybciej, ale pragnie się, by podróż trwała możliwie najdłużej, by w pełni delektować się doznaniami docierającym do kierowcy.

Dużą rolę w przyjemności prowadzenia daje wspomniany już tylny napęd. Uwolnienie przednich kół od podwójnej roli - napędu i nadawania kierunku wychodzi tylko na dobre. Do tego dźwięk pracującego wału napędowego przebiegającego wzdłuż całego wozu (zwłaszcza słyszalny w tak bliskich nam konstrukcjach jak fiat 125, polonez czy łada 2105) pomaga wczuć sie w klimat szalonych lat 70' i 80'. Czy takie auta trudno się prowadzi? Na pewno nieco trudniej niż współczesne przednionapędowe kompakty, które robią wszystko by być do granic możliwości bezpieczne ale przy tym również nudne. Tymczasem po klasycznych wozach spodziewać się można wszystkiego tylko nie nudy. Z racji wieku samochody te często wymagają wzmożonej opieki a ich właściciele powinni być gotowi na różne przygody w trasie. Uślizgi tylnej osi (zwłaszcza w mocniejszych wersjach, o czym za chwilę), daleka od ideału dokładność układu kierowniczego, wąskie opony o wysokim profilu, słabe układy hamulcowe, nierzadko jeszcze z hamulcami bębnowymi na obu osiach (chociaz np polonez i fiat 125 miały 4 tarcze) wszystko to sprawia, że jazda klasykiem wymaga wiele uwagi i ostrożności.Moje ulubione wozy z tamtych lat to wspomniane Fiat 125p, Łada 2105/2107, Polonez a także Opel Kadett C, Mercedes W123 a później W201, Opel Rekord, Ford Taunus, a z kronikarskiego obowiązku wspomnę także o BMW serii E21 i E30.
Fabrycznie wzmocnione wersje tych wozów były wtedy szczytem marzeń i sprawiały ogromną frajdę z jazdy.

Łada z silnikiem 1700 o mocy 80KM (przy masie niespełna 1100kg) to najsłabsze z przywołanych aut.

Fiat 125 w wersji akropolis nawiązującej do jego występów rajdowych posiadał silnik 1800 z fiata 132 o mocy 105KM (przy masie ok 1000kg).

Polonez miał krótkei serie z silnikiem 2000 i mocy 112KM oraz praktycznie niespotykaną wersję 1.5 turbo o niebagatelnej mocy 190KM (masa ok 1100-1200kg)

Produkowany pod koniec lat 70' Opel Kadett C choc najbardziej popularny z silnikami 1.1 i 1.2 (55-60KM) występował także w wersji 1900 o mocy 105KM co przy masie ok 900kg zapewniało na owe czasy sportowe osiągi.

Opla Rekorda D wyposażano w silnik 2800 o mocy ok 140KM, podobnie jak mercedesa W123, który jednak z tej samej pojemności generował ok 180KM, co jednak przy masie oscylującej wokół 1500kg nie przekładało sie na osiągi tak bardzo jak w przypadku lżejszych aut.

Nowość w stajni mercedesa - W201 (znany też jako model 190)w najpopularniejszych wersjach miał 70-110KM (z silników benynowych lub dieslowskich) ale produkowano także naprawdę mocne wersje, od prostego 6-cylindrowego 2600 - 168KM po bardziej zaawansowane technicznie egzemplarze wyposazone w silniki R4 16v coshwortha o pojemności 2300 (185KM) i 2500 (195-235KM).
Wspominałem jeszcze o BMW. W modelu E21 produkowanym do 1983r podstawowy silnik 1.6 produkował 76KM, podczas gdy topowy 2.3 wytwarzał niemal dokładnie 2 razy tyle. A wszystko to przy masie niespełna 1100kg. Kolejny model - E30 zaczynał wyżej, bo podstawowe 1.6 dawał 104KM a najmocniejsze silniki to R6 3,2 z mocą 197KM i przygotowane specjalnie dla wersji M3 silniki R4 2.3 generujące 200-220KM, przy masie o ok. 100kg wyższej niż w starszym modelu.

Nie starczyło by czasu, by opisać wszystkie wspaniałe wozy z lat 70', 80' i początku 90'. Pominąłem całkowicie motoryzację amerykańską, jednak do niej jeszcze wrócę w przyszłości. Czar aut z tamtych lat nie przemija, a co więcej zdaje się lśnić coraz większym blaskiem. Zadbane egzemplarze na aukcjach internetowych osiagają ceny na poziomie współczesnych nowych aut i to nie tylko tych najtańszych. Czy warto kupować klasyka? Jeśli praca przy samochodzi sprawia ci radość, lubisz wyróżniać się na drodze i czerpać przyjemność z jazdy do jak najbardziej tak!





poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Małe modyfiakcje...

Jak już wielokrotnie wspominałem jestem (szczęśliwym ;)) posiadaczem fiata punto.
Autko świetnie się sprawuje, jednak miało do tej pory pewien mały mankament, czyniący jego użytkowanie nieco mniej satysfakcjonującym, a mianowicie kiepskie osiągi.
Fabrycznie silnik 1.1 FIRE generuje moc 54KM @ 5500rpm i moment obrotowy 86Nm @ 3500rpm. Producent podaje masę własną pojazdu 875kg, jednak miałem okazje zważyć auto i wraz ze mną i zwyczajowo wożonym ładunkiem (zestaw audio, zapas płynów itd) waga pokazała 1020kg.
Wynika z tego, ze na 1KM przypada prawie 19kg masy auta a to całkiem sporo.
Wg danych fabrycznych auto rozpędza się do 100km/h w 16,5s, a maksymalna prędkość wynosi 150km/h.
Dzięki krótkiej skrzyni biegów przemieszczanie się w mieście nie stanowi problemu, jednak w trasie, zwłaszcza powyżej 100km/h wyraźnie czuć było, że auto dostaje "zadyszki".

Dlatego też w pewnym momencie przyszedł czas na modyfikacje.
Pierwsza miała miejsce niejako przypadkowo - przy okazji wymiany uszczelki pod głowicą nastąpiło lekkie splanowanie głowicy. Dziś żałuję, że nie było ono jeszcze przynajmniej o 1mm większe, ale może kiedyś zostanie to nadrobione.
Samo splanowanie głowicy nieznacznie podniosło moc silnika, nie miałem okazji zrobic żadnego pomiaru, ale różnica w osiągach była odczuwalna.

Następnie nastąpiła inwestycja w układ wydechowy. Seryjny kolektor wydechowy 4-1 został zastąpiony bardziej wydajnym układem 4-2-1 z modelu punto 1.2 75.


Taki wydech poprawił w pewnym stopniu pracę silnika na wyższych obrotach, wcześniej już po przekroczeniu 3500-4000rpm odczuwalny był brak mocy, teraz stał się on znacznie mniej dotkliwy.

Następnym etapem modyfikacji był układ dolotowy. w tym wypadku drogą eksperymentów i testów wypracowałem własne rozwiązanie. Nie jest ono zbyt estetyczne, ale co najważniejsze - działa. Dostarcza do silnika znacznie większą dawkę powietrza niż seryjnie, w dodatku powietrze jest znacznie chłodniejsze, dzięki rurze, która doprowadza je bezpośrednio spod przedniego zderzaka.


W tym momencie osiągi zaczęły być naprawdę wystarczające. Przyspieszenie do 100km/h było w granicach 13-14s, prędkość maksymalna wynosiła ok 180km/h. Do tego doszedł basowy dźwięk silnika przy mocno otwartej przepustnicy.

Po tych modyfikacjach byłem na tyle zadowolony z osiągów auta, że postanowiłem dokonać pomiaru mocy. Wyniki wyglądały następująco:
moc - 66,9KM@5946rpm
moment obrotowy - 99,2Nm@4066rpm
Jak widać wartości te wyniosły znacznie więcej niż fabrycznie.


Wszystko to zostało osiągnięte niewielkim kosztem:
- planowanie głowicy - 60zł
- kolektor wydechowy 4-2-1 - 150zł (używany)
- obudowa filtra powietrza - 40zł (używana).

Ponieważ dobrego nigdy za wiele, zdecydowałem się jeszcze na 2 modyfikacje.
Pierwszą z nich był chip podnoszący maksymalne obroty silnika do 7400rpm (wcześniej 6500rpm) i dodający nieco mocy. W seryjnym silniku miał on dodawać 7KM i 12Nm, u mnie zapewne nieco mniej.

Ostatnią modyfikacją była wkładka powietrza K&N dodatkowo zwiększająca przepływ powietrza.

Obecnie moc auta oceniam na ok. 70KM a moment obrotowy na ok. 105Nm. Maksymalny moment przeniósł się prawdopodobnie na wyższe partie obrotów tzn ok 4200-4400rpm.
Do 100km/h samochód przyspiesza w ok. 12s (pomiar G-techem na mokrej nawierzchni w deszczu - 13,6s).

Ciąg dalszy tutaj: => http://staxomoto.blogspot.com/2011/11/mae-modyfikacje-cd.html

Come back ;)

Dawno nic tu nie pisałem, więc czas wrócić do prowadzeia tego bloga.
Dzis tylko krótkie podsumowanie kilku lat użytkowania fiata punto z punktu widzenia właściciela.

08.2008-08.2009:
a) naprawy
- wymiana uszczelki pod głowicą wraz z jej planowaniem i wymianą termostatu w ASO (brak warunków do samodzielnej naprawy) - 805zł
- tłumik środkowy + końcowy + montaż - 225zł
- amortyzatory przednie Kayaba Excel G - 290zł + wymiana 190zł = 480zł
SUMA = 1510zł (warto dodać, że auto miało wtedy 11 lat, a amortyzatory i uszczelka pod głowicą nie były wcześniej wymieniane)

b) modyfikacje
- kolektor wydechowy 4-2-1 i rura kolektora od punto 75 - 150zł

c) paliwo
start przy przebiegu 112500km, koniec 124500, roczny przebieg 12tys km.
koszt paliwa: ok 3200zł, średnia cena paliwa 4,1zł/l, średnie spalanie 6,5l/100km.

08.2009-08.2010
a) naparwy
- nowe szczęki hamulcowe - 90zł

b) paliwo
3210zł (średnia cena ok 4,5zł/l), zrobiłem ok. 11300km co daje średnie spalanie 6,3l/100km - efekt przewagi tras nad jazdą miejską.

08.2010-08.2011
a) naprawy:
- miska olejowa - 140zł
- łożysko koła prawy przód + wymiana - 234zł
- zestaw naprawczy wahacza - 50zł
SUMA = 424zł

b) modyfikacje
- klocki i tarcze hamulcowe hart sport - 210zł
- nowe bębny -97zł
- nowe linki hamulcowe - 57zł
- filtr powietrza K&N - 40zł
SUMA = 404zł

c) Wymiany eksploatacyjne zwykłe - olej + filtry
- filtr oleju + 2x filtr powietrza - 60,50zł
- olej selenia 4l - 100zł
SUMA - 160,50zł

d) Paliwo
SUMA = 4620zł
Przebieg - 149tys km, w ciągu roku zrobione dokładnie 13775km przy średniej cenie paliwa rzędu 5zł/l daje spalanie ok 6,7l/100km, w stosunku ok 35% trasa i 65% miasto.

Suma wydatków z paliwem - 5608,50zł.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Ach te ceny paliw...

Wszyscy pewnie z niepokojem obserwujemy rosnące ceny paliw na naszych stacjach. Choć jeszcze niedawno mało kto wierzył, że przekroczą one barierę 5zł za litr PB95, to dziś nietrudno nam uwierzyć nawet w cenę 6zł za litr. Obecnie maksymalne ceny nie przekraczają jednak chyba ok 5,3zł i zaryzykuję stwierdzenie, że zatrzymały się na w miarę stałym poziomie.
Skutki tak wysokich cen widzimy wszyscy, bowiem koszty paliw przechodzą w koszty wszystkich produktów, których ceny także rosną.
W motoryzacji skutkiem jest lawinowo rosnąca ilość montowanych instalacji gazowych. Czy jednak warto panikować? Moim zdaniem nie. Owszem, można znaleźć informacje, że UE szykuje się do podwyżki (tak, PODWYŻKI) akcyzy na olej napędowy, co w naszych warunkach sprawi, że będzie on odczuwalnie droższy od benzyny, jednak na razie nie należy takich rewelacji brać zbyt poważnie.
Poza tym, czy te podwyżki są aż tak wysokie jak nam się wydaje? Wiadomo, że każdy 1gr w górę boli, jednak jeśli pomyślimy, że przyzwyczailiśmy się do średnich cen na poziomie ok 4,7zł a teraz płacimy ok 5,1-5,15 to jest to wzrost ceny o ok 8%, podczas gdy drugi "deficytowy" towar ostatnich dni - cukier, zdrożał o przeszło 50%.
Faktem jest, że będziemy płacić za paliwo niemal każdą cenę, bo musimy jeździć, jednak w pewnym momencie odsetek ludzi, którzy zdecydują się na paliwa "alternatywne" (LPG, CNG oraz różne oleje do silników diesla), że reakcja rządu stanie się koniecznością.
Ceny windują też powoli właściciele stacji, bo skoro już teraz nawet w jednym mieście różnice dochodzą do 20gr na litrze, to oznacza, że ceny wcale nie muszą być takie wysokie.
Niestety, nic nam nie dadzą akcje bojkotowania stacji, "dni bez tankowania" i tym podobne. Jeśli nie zatankujesz dziś, to zatankujesz jutro, pozostaje nam więc tylko albo przesiąść się na rowery i komunikację miejską, albo zacisnąć zęby i cierpliwie czekać na obniżkę cen, która z pewnością prędzej czy później nastąpi, chociażby po uspokojeniu sytuacji w Libii, będącej jednym z głównych producentów ropy naftowej.

czwartek, 17 marca 2011

Eco driving

Wielu z was pewnie słyszało o eco drivingu. Jest to technika jazdy, której celem jest jak najwyższa ekonomia i ekologia poruszania się pojazdem, między innymi poprzez przestrzeganie wszystkich przepisów i odpowiednie operowanie gazem i hamulcem.

Na czym to jednak właściwie polega? Czym różni się eco driving od zwykłej jazdy i czy można się w ten sposób poruszać na co dzień?
Podstawą eco drivingu jest płynna jazda. Każde hamowanie, to strata cennej energii kinetycznej pojazdu, która przy hamowaniu zamienia się w bezużytecznie tracone ciepło. Najlepiej przewidywać sytuację na drodze tak, by jak najdłużej jechać bez hamowania. Siedzenie komuś na zderzaku i naprzemienne przyspieszanie i hamowanie to odwrotność zasad eco drivingu.
Dlatego przy ED (dla uproszczenia będę używał w tekście tego skrótu) bardzo ważne jest hamowanie silnikiem, poprzez odpowiednią redukcję biegów. Podczas hamowania silnikiem odcinany jest dopływ paliwa (poza starszymi autami zasilanymi przez gaźnik) i jest ono oszczędzane.

Żeby jednak mówić o hamowaniu, trzeba się najpierw rozpędzić. Jak się rozpędzać? Dynamicznie, ale delikatnie, tzn dość mocno wciskając pedał gazu, ale bez "przeciągania" do wysokich obrotów. Mówi się, że w ED biegi powinno się zmieniać przy ok 2500 obr/min w silnikach benzynowych i 2000 obr/min w dieslach, jednak trudno tu uogólniać, bo w każdym aucie będzie to wyglądać inaczej.
Ja, jeśli staram się jechać maksymalnie ekonomicznie, to zmieniam biegi już nieco powyżej 2000 obr/min (fiat punto 1.1) i w trasie nie przekraczam 90km/h.
Nie należy jednak przesadzać, bo próba przyspieszenia na wysokim biegu od 1000-1500 obr/min nie dość że potrwa wieki, to jeszcze będzie wpływać niekorzystnie na układ napędowy.


Czasem ludzie zanim ruszą w trasę czekają chwilę aż silnik się zagrzeje (ponieważ silnik optymalnie pracuje w pewnym zakresie temperatur i chwilę trwa aż ją osiągnie). To błąd, bo niepotrzebnie marnują paliwo, a nie zyskuje się na tym nic, bo silnik szybciej nagrzał by się w trakcie jazdy.

Podsumowując, ED jak najbardziej można stosować na co dzień (przynajmniej niektórej jego elementy) i oszczędzać paliwo oraz podzespoły samochodu. Owszem, czasami próba jego stosowania spotka się z niechęciom innych kierowców, którzy chcą jechać szybciej, jednak nie każdemu zależy na oszczędności a bardziej na czasie i z tym należy się po prostu pogodzić.
Sam często staram się stosować ED, zwłaszcza gdy poziom paliwa w baku zbliża się do "rezerwy" i mogę potwierdzić, że w mieście sprawdza się to świetnie, trochę gorzej jest w trasie, ale czasem zamiast jechać szybciej warto po prostu wyruszyć kilka minut wcześniej.

wtorek, 8 marca 2011

O wymianie oleju troszkę przemyśleń.

Każdy kto jeździ samochodem wie, że od czasu do czasu trzeba wymienić olej w silniku (a przy okazji parę filtrów). Jednak niestety już nie każdy wie, kiedy i jak często trzeba to robić, dlatego też napiszę o tym parę słów. Jak zwykle, będzie to jednak tylko moje spojrzenie na tą kwestię, bowiem jest kilka różnych "szkół" i teorii na ten temat.




Najpierw fakty:

1. Istnieją 3 rodzaje olejów:
a) mineralne
b) półsyntetyczne
c) syntetyczne
Oleje te różnią się między sobą rodzajem komponentów z których powstają. Teoretycznie najlepsze są oleje syntetyczne, najgorsze mineralne, ale w praktyce nie do każdego silnika każdy olej się nadaje o czym będzie dalej.

2. Oleje można mieszać. Nie jest to zalecane, ale fakt jest taki, że lepiej mieć jakąkolwiek mieszankę oleju niż nie mieć go wcale. Nie jest to rozwiązanie do trwałego stosowania, ale doraźnie w wypadku znacznego wycieku gdzieś w trasie można wlać dowolny olej zamiast szukać dokładnie takiego jaki jest już wlany.

3. Parametry oleju - na każdym oleju mamy opis np 10W40, 0W30 itd.
Pierwsza liczba to wartość zimowa. Może wynosić od 0 do 25 i oznacza ona przy jakiej temperaturze olej gęstnieje na tyle, by utrudniać lub wręcz uniemożliwiać uruchomienie silnika.
- 0W - 30°C do - 35°C,
- 5W - 25 do - 30°C,
- 10W - 20 do - 25°C,
- 15W - 15°C do - 20°C,
- 20W - 10°C do - 15°C,
- 25W - od -10°C do 0°C.
(przy czym oleje 0W-10W to syntetyki 10W-15W przeważnie półsyntetyki, 15W i wyżej to przeważnie mineralne)
Druga liczba, letnia, wskazuje jaka jest wytrzymałość oleju na wysokie temperatury i intensywną pracę. Im jest ona wyższa tym lepiej.
Oprócz tego na oleje są klasyfikowane wg jakości i lepkości i są to klasyfikacje oznaczane jako SAE, API oraz ACEA.




No i teraz 2 najważniejsze pytania: kiedy zmieniać i co wlewać?
Zacznę od drugiego pytania - lać to co zaleca producent. Nie mam tu na myśli marki oleju, ale jego parametry. Nigdy nie należy lać oleju o niższej klasie jakości/lepkości niż zalecana przez producenta. Podobnie z klasyfikacją letnią/zimową - tu też nie należy wlewać nic poniżej tego, co zaleca producenta auta.
Marka oleju, o ile użytkujemy auto normalnie a nie wyczynowo nie ma większego znaczenia, owszem, są oleje lepsze i gorsze, ale o ile dany olej spełnia normy producenta, to różnicy między takiej samej klasy olejami różnych marek nie poczujemy.
Kiedy zmieniać - tu odpowiedź nie jest już tak prosta. Ja stosuję zasadę - rok lub 15tys km. Obecnie większość producentów wydłuża teraz okresy między wymianami do 20 lub nawet 30tys km i np 2 lat.
Oczywiście, można tak robić, ale jeśli planujemy dłużej jeździć danym autem a nie tylko 3-4 lata, lepiej skrócić ten okres do wspomnianych już 15tys km lub roku, a jeśli jeździmy głównie po mieście to nawet do 10tys km.
Niektórzy zmieniają olej rzadziej, np co wspomniane 20-30tys km. Wydaj mi się to złym pomysłem, ponieważ w oleju zbierają się różne nagary, które w dużej ilości nie wpływają korzystnie na silnik. Są też tacy którzy zmieniają olej częściej niż co 10tys km. Pomijając wypadki, gdy taki interwał między wymianami przewidział producent (np punto mk I 1,7TD - wymiana co 7,5tys km), zdaje się to być lekką nadgorliwością i generowaniem niepotrzebnych kosztów.


Jeszcze jedna uwaga, moim zdaniem ważna. Jeśli już stosujemy jakiś olej, lepiej się go trzymać. Nie należy, według mnie, zmieniać oleju z półsyntetyku na syntetyk przy dużych przebiegach (przy niewielkich można bez problemu) a tym bardziej z mineralnego na syntetyczny. Może to prowadzić bowiem do wycieków oleju, ponieważ pewne nagary nagromadzone przez olej mineralny mogą zostać potem wypłukane przez lepszy olej syntetyczny. Odwrotna zmiana, czyli przejście z syntetyku "w dół" na półsyntetyk czy mineralny jest dopuszczalna, ale jeśli nie jest konieczna lepiej tego nie robić.
Często, w momencie gdy komuś auto zaczyna "brać olej" nie szuka on przyczyny, tylko zmienia olej na mineralny, który ze względu na swoje właściwości przeważnie wolniej znika. Ale chyba nie tędy droga...

Ja w swoim samochodzie od momentu jego wyjazdu z fabryki stosuję półsyntetyczną Selenię 20K 10W40. Auto ma za sobą 14 lat i przeszło 143tys km bez awarii silnika, olej wymieniany jest co roku, czyli co jakieś 10-12tys km.
Moja ostateczna rada jest prosta - możliwe jak najdłużej trzymać się fabrycznego oleju, zmieniać go nie rzadziej niż co rok lub co ok. 15tys km, a wtedy auto posłuży nam dużo dłużej.

wtorek, 22 lutego 2011

Ekologia. Czy na pewno?

Ostatnimi czasy bardzo dużo mówi się o ekologii w motoryzacji.
Ponoć auta za dużo emitują szkodliwych substancji, stąd trend żeby budować hybrydy, albo auta tylko na prąd.



Ja uważam, że to w większości bzdury. Jeśli chodzi o gazy cieplarniane, podobno stada krów na Ziemi emitują ich więcej niż wszystkie samochody. Hybrydy wcale nie palą 2 czy 3l/100km tylko w zasadzie tyle samo, co ich benzynowe odpowiedniki, tyle że są troszeczkę szybsze (oczywiście nie mam tu na mysli toyoty prius, ale chociażby nową hondę cr-z czy hybrydy infinity, lexusa czy nawet bmw).


Co gorsza ich budowa znacznie bardziej zatruwa środowisko. No i nikt się nie zastanawia co będzie jak się zużyją. Dziś oddajemy auto na złom, gdzie jest ono przetwarzane (albo i nie, u nas różnie z tym bywa). A co zrobić z hybrydą czy autem elektrycznym? Przecież nie zezłomujemy zużytych baterii, a one sam się też nie rozłożą, a zwierają przecież bardzo szkodliwe chemikalia. Na razie nikt się nad tym nie zastanawia, bo po co, ważne, żeby klienci kupili nowe auta, w dodatku droższe (hybrydy kosztują zauważalnie drożej niż benzynowe czy nawet dieslowskie odpowiedniki a najtańsze w pełni elektryczne auto - mitsubishi iMiev kosztuje ponad 100tys, choć jest wielkości matiza).



Ślepą drogą idą według mnie też producenci nowoczesnych diesli. Dlaczego? Montują filtry cząstek stałych (FAP/DPF) które utrudniają ludziom życie, bo eksploatacja auta wyposażonego w taki filtr w mieście, bez dłuższych przejazdów trasą prowadzi do bardzo szybkiej konieczności ich wymiany. Nowe technologie podawania paliwa - wtrysk bezpośredni, common rail itp, itd doprowadziły do tego, że ekologiczne i tańsze paliwo do diesli - bioester jest nietolerowane przez niemal wszystkie nowe konstrukcje i potrafi doprowadzić do ich uszkodzenia.

Żeby nie było, że widzę tylko złe strony dodam parę plusów trendów ekologicznych. Downsizing - sam w sobie mi się nie podoba (cóż nam zostanie, gdy odbiorą dźwięk silników V8?), ale idea dodawania sprężarek i kompresorów do małych silniczków już tak. Większa moc z tej samej pojemności - więcej frajdy z jazdy a spalanie nie zabija (choć też nigdy nie jest tak niskie jak obiecują producenci).
Nowością jest także idea silnika multi air Fiata. Jednostka o pojemności 0,9l, mając tylko 2 cylindry i z hydraulicznie sterowanym wzniosem zaworów jednostka może mieć od 65 koni mechanicznych do 105KM w wersji z turbiną (jest też wersja z turbo o mocy 85KM). Spalanie? Silnik 0,9 85KM o momencie obrotowym 140Nm (po wciśnięciu przycisku ECO 100Nm) ma palić około 4l/100km i emitować 95g CO2/km i wydaje się to realne.
Może więc właśnie to jest droga do sukcesu? Nie elektryczność czy olej napędowy ale nowoczesne, wysokowydajne silniki beznynowe?

wtorek, 15 lutego 2011

"L" w miasto.

Samochody z literką "L" na dachu to temat rzeka. Jednak mieszkając stolicy województwa, gdzie wszyscy przyjeżdżają, żeby poćwiczyć przed egzaminem w WORD-zie, można oszaleć widząc ile ich jeździ.
Najbardziej rzuca się to w oczy w dzielnicach, po których jeździ się na egzaminie. Dziś rano jadąc przez opolski ZWM (tzn obecnie osiedle im. Armii Krajowej ;)) i Chabry o godzinie 10:00 ok 25-30% samochodów to były "L"! Na różnych rejestracjach - Opolskich, Kędzierzyńskich, Nyskich, Brzeskich itd. Sytuacja, gdy jadą za sobą 2 lub 3 "elki" lub gdy jedna "L" ustępuje na skrzyżowaniu czy rondzie pierwszeństwa drugiej widzi się cały czas.
Ale w czym problem, ktoś zapyta?
Ja jestem dość wyrozumiały, bo pamiętam jeszcze jak sam jeździłem na kursie, pamiętam stres egzaminu itd. Jednak na dłuższą metę staje się to uciążliwe i dość niebezpieczne, bo ci uczący się blokują ruch. Rozumiem, że gdzieś muszą się uczyć, a najlepiej jeździć ulicami na których będzie się zdawać egzamin, ale trzeba wziąć pod uwagę innych użytkowników dróg.
Poza tym taki sposób szkolenia nie daje młodym kierowcom umiejętności poruszania się po drogach, a jedynie uczy kilku schematów na 2-3 poznanych skrzyżowaniach. Taki system może i pozwala na zdanie egzaminu, jednak na pewno nie ułatwia świeżo upieczonemu kierowcy jazdy po nowych, nieznanych mu drogach.
Czy widzę rozwiązanie? Chyba tak - więcej godzin jazdy po swoim mieście (tam gdzie szkoła jazdy) i to nie tylko po kilku utartych "elkowych" szlakach, ale wszędzie, po każdej najdrobniejszej uliczce i skrzyżowaniu. Wtedy znikną korki na ulicach miast, w których znajdują się WORD-y a także poprawi się wyszkolenie kierowców.


niedziela, 6 lutego 2011

Zapraszam do poloneza!

Jak już wspominałem byłem swego czasu właścicielem pojazdu marki polonez.
Dla wielu to auto to synonim obciachu, "wsi", awarii itp. Jednak ja kocham to auto, ten jeden z ostatnich przejawów polskiej myśli motoryzacyjnej (przynajmniej jeśli chodzi o seryjnie produkowane auta).
Co mi się we nim tak podoba? Przede wszystkim sylwetka, od klasycznego borewicza, przez caro po "plusy", "atu" i kombi czy trucki zawsze wygląda wg mnie ponadczasowo. Do tego to wyposażenie! Mój miał tylko regulację kierownicy, ogrzewanie tylnej szyby (z automatycznym włącznikiem!), blokadę skrzyni biegów i dzieloną tylną kanpę, ale zwłaszcza w modelach z końca produkcji nietrudno o elektrykę szyb i klimatyzację. A przypomnę, że nawet w 2002r (bo wtedy zakończono produkcję) auto kosztowało ok 20 tys zł.
Kolejne atuty "poldka" to olbrzymia ilość miejsca dla pasażerów tak z przodu jak i z tyłu, całkiem spory bagażnik, olbrzymia wygoda podróżowania oraz oczywiście tylny napęd.
Minusem na pewno jest silnik, który po prostu jest słaby (78KM), zwłaszcza że moc tracona jest na przeniesienie napędu, do tego sporo pali (mój średnio jakieś 7,5l/100km), zawieszenie jest za miękkie (stąd duży komfort, ale słabe prowadzenie) no i jakość blach pozostawia dużo do życzenia.

Mój egzemplarz wyprodukowano w 1996r, jego oznaczenie modelowe to Polonez Caro MR94' 1.6 GLI.
Dane techniczne
Silnik o oznaczeniu 1600 CE
Pojemność - 1598ccm
Średnica x skok tłoka 80 mm x 79,5 mm
Stopień sprężania 9,5
Moc 58kW (78KM) @ 5000rpm
Moment obrotowy 121nm @ 3200rpm
Masa własna - 1115kg

Za auto dałem 800zł, jednak stan jego blacharki był opłakany


















Jednak poza tym auto było w niezłym stanie, jak na przebieg 165tys km i swoje 13lat (był 2009 rok).
Niestety, blacharka była nie do opanowania, rdza była już w zasadzie wszędzie i po 5 miesiącach musiałem sprzedać auto na złom. Wcześniej jednak odbyłem nim kilka bardzo miłych podróży, pobawiłem się jego tylnym napędem i ogólnie nie żałuję tej przygody, przez te 5 miesięcy nigdy mnie nie zawiódł, a pchałem go tylko raz, gdy brakło paliwa (studenckie oszczędności ;))
Tak wyglądał gdy go sprzedawałem:





Co więc w nim takiego fajnego? Auto jest inne niż wszystkie, ma swoje wady, to oczywiste, ale ma też sporo zalet, jest tanie w eksploatacji i daje niesamowitą frajdę z jazdy, a jak się dobrze trafi to nie jest też wcale awaryjny. Czy to auto dla każdego? Nowsze egzemplarze (caro "plus" i atu "plus") tak, starsze już raczej wymagają pewnej znajomości mechaniki. Jednak warto kupić poloneza choćby po to, by wyróżnić się z tłumu szarych aut które widzimy dziś na ulicach.

Wypadek Kubicy na rajdzie Andory

Dzisiejszego dnia na pewno nie zaliczymy do najszczęśliwszych dla polskich sportów motorowych. Robert Kubica miał poważny wypadek na rajdzie, pierwsze wiadomości były bardzo nieprzyjemne (wspominano o możliwości amputacji dłoni lub całej ręki), jednak teraz mówi się już tylko o skomplikowanych złamaniach dłoni i nadgarstka, oprócz tego jeszcze jakiś uraz nóg.
Miejmy nadzieję, że Robert wyzdrowieje i wróci jeszcze do ścigania, które tak uwielbia.

klik

sobota, 5 lutego 2011

Czym jeżdżę i dlaczego?

Skoro chcę pisać o motoryzacji wypadało by zacząć od siebie.
Prawo jazdy mam już 6 lat i w tym czasie przejechałem chyba przeszło 100 tys km. Czy to dużo czy mało tego nie wiem, pewnie każdy to sam sobie oceni. Ja uważam że jest to już tyle, by mieć jakieś tam pojęcie o temacie.
Czym jeździłem?
Po kolei: dorywczo, od czasu do czasu zdarzało mi się jeździć maluszkiem, cinquecento 700 golfem III 1,8, seicento 1,1 van, seatem cordobą (95') 1,4, fiatem punto II 1,9d, punto II FL 1,2, fordem scorpio 2,9, mercedesem vito, vw transporterem 3 i 4, oplem vectrą 2,0 dti, peugeotem 206 1,9d, chevroletem aveo 1,4
Co jakiś czas jeżdżę mitsubishi lancerem 1,6 moich rodziców.
Przez pewien czas miałem mojego ukochanego poloneza 1.6 gli z 1996r, ale do tego jeszcze kiedyś wrócę.

A teraz wisienka - mój skarb póki co - fiat punto 1.1 SX z 1997r. Jeżdżę nim od kiedy mam prawo jazdy, a nawet wcześniej - to na nim zaczynałem się uczyć jeździć. Wcześniej należał do moich rodziców, a od 2006r jest mój.
Kupiliśmy go w 1997r w grudniu, z salonu odebrany był 23.12 co pamiętam dokładnie, bo był jak prezent na gwiazdkę. Mieliśmy wtedy 9-letniego bisa (maluszek z silnikiem 700 i bagażnikiem nad silnikiem tak w uproszczeniu)*, więc to zmiana jakościowa była niebotyczna. No i auto 5-drzwiowe, miejsca w porównaniu do bisa 2x tyle... Osiągi też zupełnie inne, w końcu można było jechać i przyspieszać zamiast się toczyć, chociaż wiadomo, że silniczek 1.1 też nie był jakimś demonem prędkości.

Troszkę danych technicznych silnika:
Typ silnika 176 A6.000 (FIRE 1.1 SPI)
Średnica cylindra 70 mm
Skok tłoka 72 mm
Pojemność skokowa 1108 cm3
Stopień sprężania 9,6
Ciśnienie sprężania 1,15 MPa
Moc maksymalna 40 kW (55 KM) @5500 obr/min
Moment maksymalny 85 N×m @3500 obr/min

Punto mimo funkcjonującego w powszechnej świadomości mitu o awaryjności fiata okazało się niemal bezawaryjne i nigdy nie zawiodło w trasie. Do tego tematu jeszcze kiedyś wrócę.
Oczywiście w moich rękach auto nieco się zmieniło, podstawą dla mnie były jakieś ładne felgi, które dość szybko udało mi się kupić a do tego oponki michelin energy e3a w rozmiarze 175/60/14 (bardzo dobre opony swoją drogą).
Fotki i to tyle na dziś, choć wrócę jeszcze do tematu ;)

Kiedyś

Teraz



I wersja na zimę











* zdjęć naszego bisa nie posiadam, ale poglądowo parę fotek:
















Więcej o bisie

Na początek

Na dobry początek wypadało by się przywitać.
Otóż jestem STax ;) i chciałbym podzielić się od czasu do czasu moimi przemyśleniami na temat motoryzacji.
Dlaczego ten temat? Bo kocham samochody. Uwielbiam prowadzić, ale interesuje mnie wszystko co związane z samochodami, ich wygląd, możliwości techniczne, modyfikacje itd itp.
Mam jednak specyficzne podejście do niektórych z tych tematów, o czym pewnie nie raz będzie można się przekonać.
Tak więc...
Witajcie w moim świecie!