poniedziałek, 10 grudnia 2012

Za szybko, za młodo...

   Kilka dni temu mój znajomy miał wypadek. Na szczęście nie był tragiczny w skutkach i nie uczestniczył w nim nikt poza nim. Nie chcę wyjść na jakiegoś starego dziadka, ale przeraża mnie to gdy widzę jak młodzi, sporo młodsi ode mnie ludzie szarżują i przeceniają swoje możliwości doprowadzając do tragicznych sytuacji.

   W zasadzie sam nie wiem od czego zacząć. W dzisiejszych czasach o wiele zbyt łatwo jest zdobyć szybkie auto. O wiele za szybkie dla młodego, niedoświadczonego kierowcy, który kilka miesięcy wcześniej zrobił prawo jazdy.

   Marzeniem każdego kto zrobił prawo jazdy nie tylko dlatego, by dojeżdżać z punktu A do B, ale także dlatego, że kocha motoryzację, jest posiadanie szybkiego, dającego frajdę pojazdu. Cały problem w tym, że chęci bardzo rzadko idą w parze z umiejętnościami.

   Paradoksalnie, z moich prywatnych obserwacji wynika, że najczęściej swoje możliwości przeceniają nie świeżo upieczeni kierowcy, bo ci zwykle jeżdżą, przynajmniej z początku, z rodzicami i brak im pewności w prowadzeniu, lecz ci którzy prawo jazdy mają rok lub dwa. Wtedy zaczyna im się wydawać, że potrafią już wszystko i nic na drodze nie jest w stanie ich zaskoczyć. Oprócz tego dochodzi rywalizacja z innymi i mamy prostą drogę do brawury za kierownicą.

   A przecież przy współczesnym systemie szkoleń na prawo jazdy młody kierowca nie jest przeważnie w stanie zapanować nad samochodem w sytuacji krytycznej. Nie rzadko też nie potrafi zrozumieć, że to co robi jest niebezpieczne, czego dowodzą liczne wpisy na forach internetowych, w których młodzi ludzie licytują się na to, kto osiągnął w mieście wyższą prędkość, lub bardziej szarżował na zakręcie.

   Najgorsza w tym wszystkim jest całkowita bezrefleksyjność, brak zdolności do przemyślenia swojego zachowania. Wielu młodych nie dostrzega niebezpieczeństwa w tym co robi za kierownicą, w związku z czym nawet nie próbuje zmieniać swoich nawyków.

A o tragedię nie trudno...

2 komentarze:

  1. Trochę się nie zgodzę, gdyż z moich akurat spostrzeżeń, to szarżują najbardziej ludzie od samego początku. Przeważnie jest to popisywanie się przed kolegami ze szkoły, gdyż w tym czasie uzyskuje się prawo jazdy. A ile to trwa, to już zależy od kierowcy, ale też wydaje mi się, iż okres największego szaleństwa kończy się tak po około dwóch latach.

    Kierowcy niestety dopiero po przejechaniu przynajmniej dziesiątek tysięcy kilometrów zaczynają umieć odpowiednio reagować w trudnych sytuacjach. Tutaj tylko praktyka się liczy, a ta przychodzi z kilometrami.

    Gdy teraz sobie pomyślę jakie były moje umiejętności na początku, a jak jeździłem, to jest mi trochę głupio.

    I taka mała dygresja względem młodych kierowców - ja wiele ćwicząc, potrafiłem wyjść z poślizgu dopiero po przejechaniu około 40 tysięcy kilometrów. Panowanie nad samochodem zimą przyszło dopiero po kolejnych 20 tysiącach. Teraz jestem kierowcą zawodowym i robię setki kilometrów dziennie, ale jeszcze wiele mi brakuje abym uważał się za dobrego kierowcę.

    P.S. Fajny blog ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :)
      Swoją drogą, nie widzę tu niezgodności z tym co pisałem, bo dokładnie o to samo mi chodziło :)
      Pozdrawiam!

      Usuń